Pamiętam siebie sprzed wielu lat, gdzie traktując mają otyłość jak zmorę, jak hamulec w rozwoju osobistym, zawodowym, rodzinnym, zagubiona w świecie diet modnych i modniejszych, z wewnętrznym okrzykiem rozpaczy, szukałam sposobu na ujrzenie niższej cyfry na wadze.
Podchodziłam do odchudzania bardzo płytko, powierzchownie, nie dbając o wewnętrzną pokorę przed samą sobą, nie zagłębiając się w sens i zasadność danej diety, ślepo widząc jedyny cel w niższej cyfrze, gubiłam siebie na drodze po swoje marzenie. Docelowo chciałam zmienić siebie, po drodze zapominając o sobie…. Czyż to nie paradoks? „Chciałam zmienić siebie”? Nie… Źle to ujęłam. Chciałam tylko zmienić swój wygląd.
Czy to konieczne, aby pracować nad swoją psychiką podczas odchudzania?
Czym zatem jest odchudzanie?
Z procesu odchudzania trzeba wynieść znacznie więcej, aniżeli tylko redukcję wagi. Jeśli tego nie zrobisz, zapewne efekt jo-jo będzie niestety kwestią czasu. Zobacz. Gdy lata temu walczyłam o swoje lżejsze ciało, chciałam chudnąć szybko. Chciałam chudnąć dużo. Chciałam i już! Nie patrząc na nic w koło. Nie patrząc na siebie. „Bylebym osiągnęłam moją niższą wagę” – tak sobie wmawiałam. „Potem jakoś dam sobie radę” – dodawałam. I co? I nie dawałam sobie rady. Dlaczego? Ponieważ z odchudzania miałam tylko (chwilowo) niższą wagę, nic poza tym. Nie uczyłam się żadnej nowej kultury jedzenia ani nie budowałam nowej siebie.
Najpierw nie dawałam sobie rady, gdy pojawiały się gorsze dni, chwile załamania, gdy rezultaty odchudzania były rozbieżne z moimi oczekiwaniami, gdy spadająca waga zatrzymywała się na jakiś czas, a ja nie wiedziałam dlaczego, lub gdy pokusa wygrywała z restrykcyjną dietą i chwila zapomnienia była początkiem końca diety…
Nie budując szacunku do siebie, nie starając się zrozumieć „dlaczego?”, nie szukając przyczyn, a widząc jedynie winę…moją winę….obwiniałam się psychicznie, karciłam, wycieńczałam swój organizm i swoje ciało, chcąc ukarać siebie za chwile słabości, zwątpienia, rozczarowania, rezygnacji…. Te chwile były pogrążaniem siebie w upadku. Były jako odbieranie ostatniej nadziei na pozbieranie się i trwanie dalej…
„Złamałaś zasady”
„Objadłaś się”
„Nie chudniesz tak, jak tego chcę”
„Znowu ci się nie udaje”
„Kolejna porażka. Cała Ty. Która to z kolei?”
To były moje myśli…To były moje destruktywne myśli.
Dzisiaj wiem, że redukcja kilogramów to skutek uboczny tego, co zachodzi w naszej głowie. Bo odchudzanie mamy w głowie. Najpierw zacznij odchudzać swoją psychikę, a potem dopiero ciało. Bo gdy napotkasz pokusę, gorszą chwilę, moment zwątpienia, to wtedy szanując siebie (nawet z chwilowym poczuciem załamania) zadasz sobie pytania, pozwalające Ci zrobić krok do przodu.
– Dlaczego czuję, że zawiodłam siebie?
– Co mogę zrobić, aby uniknąć takich sytuacji w przyszłości?
– Co pokazało mi to nowe doświadczenie?
– Jak na drugi raz postąpię w takiej sytuacji?
To droga do rozwoju. Wtedy zrozumiesz, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Poznając swój organizm, swoją psychikę, możesz budować swoje poczucie własnej wartości. To poczucie jest często zagubione przez otyłość…
A tak widząc, wierząc i ufając w swoją cudowność, oryginalność, siłę, klasę i szacunek do samej siebie, budujesz swoje silne fundamenty, na których będziesz budować miłość do siebie… Więc:
Nie krzycz na siebie – a wspieraj.
Nie obwiniaj się – a wyciągaj wnioski.
Nie karz się – a motywuj.
Nie rozliczaj błędów – a buduj przyszłość, opartą o wnioski z przeszłości.
Nie rozpamiętuj porażek – a czerp z nich swoją mądrość.
Bądź wymagający dla siebie – ale szacunek i troska o siebie powinna iść z tym w parze.
Jeśli pragniesz zrozumienia, troski i uwagi innych….
najpierw daj je sobie sam ❤
Dużo miłości.
Monika